piątek, 12 grudnia 2008

Exit Ten - Remember The Day (7.0)



Bardzo lubię, kiedy brytyjski zespół bierze się granie bardzo amerykańskich dźwięków, bo najczęściej wychodzi im to lepiej niż kolegom zza oceanu. Exit Ten są takim właśnie zespołem - na pierwszy rzut oka (ostatecznie może być ucha) to metalcore jakich ostatnimi laty nawypuszczało się w ilościach przyprawiających o mdłości. Właściwie od czasów debiutu Killswitch Engage (2000) wszyscy epigoni tego gatunku tylko kopiują wypracowane przez ten zespół patenty. Mało który projekt niesie ze sobą powiew odświeżającej innowacji czy chociażby tego charakterystycznego wigoru i emocji. Sama agresja i sztuczki techniczne zrobiły się nudne około roku 2002. A tymczasem panowie z Exit Ten znaleźli jakimś cudem patent na ten ograny gatunek naprawdę ciężkiej muzyki. W warstwie muzycznej mamy oczywiście i fragmenty ukradzione In Flames, i te dawno nagrane przez wspomnianych KsE czy trochę mniej zmetalizowanych 36 Crazyfists. Są tu jednak również wybitnie progresywne zakręty przywodzące na myśl wyspiarzy z Oceansize czy Sikth. Czyli jest i agresywnie i niezwykle wręcz melodyjnie (ale nie obciachowo!), ale jest też inteligentnie i intrygująco. Fantastyczny wokal przywodzący na myśl Cave In czy Open Hand dopełnia całość a być może jest też jej głównym atutem. Znajduję na tej płycie wszystko to, co bawiło mnie w oryginalnej nowej fali amerykańskiego metalu a wszystko to zmiksowane jest z tym, do czego musiałem ostatnimi laty dorosnąć, czyli jest ciężko i szybko i agresywnie, ale rozwiązania rytmiczne i kompozycyjne ze swoim post-industrialnym patosem przyprawiają czasem o zawrót głowy. Metalcore nie musi być infantylny i przerysowany, nie musi mieć przesłodzonych refrenów poganianych przesadnie brutalnymi breakdownami. Wybitnie brytyjska to płyta, choć tylko w podejściu do grania, cała reszta nosi znak jakości 'USA #1' i przynosi nadzieję, że można jeszcze wycisnąć z tego wyświechtanego przecież miksu jeszcze trochę życia. Wystarczy trochę pomyśleć.

Brak komentarzy: